Podniósł mnie do góry. Moje serce zaczęło mocniej bić. To był Alex, facet, którego uwielbiałam odkąd zetknęłam się z jego głosem. Uśmiechał się do mnie. To było jak sen, czułam, że zaraz się obudzę. Ale nie to nie był sen.
- Jestem Alex - powiedział, podając do mnie rękę.
- Wiem... To znaczy, emmm.. Jestem Angie - uścisnęłam jego dłoń. Czemu się tak patrzył? Mój brzuch domagał się latania. Mnóstwo motyli chciało się wydostać. Zauważyłam, że spojrzał na moją koszulkę.
- Wow, niezła jest - wskazał na nią, nie przestawał się uśmiechać.
- Dzięki, dostałam od przyjaciela - uśmiechnęłam się. Nadal byłam strasznie zdenerwowana. Stał przede mną we własnej osobie Alexander William Gaskarth.
- Miło mi było cię poznać Angie - powiedział, kiedy zauważył, że reszta zespołu czeka przy stoliku. - Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.
Puścił mi oko i odszedł, a mnie wyprowadziły dziewczyny. Po chwili już się ocknęłam z tego stanu. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą wydarzyło. Wpadłam w ramiona mojego idola, rozmawiałam z nim, puścił mi oko.
- Angie, wszystko ok? - zapytała się Nancy z uśmiechem na ustach. Pokiwałam głową. Szłyśmy powoli, w ciszy. Co nam się nigdy nie zdarza. Ja rozmyślałam o tym co przed chwilą zaszło. Czy on mnie...
- On cię podrywał - zaśmiała się Ellie. - Na oczach całej kawiarni.
- Wcale nie - mruknęłam, ale sama się nad tym zastanawiałam. Jeszcze nigdy facet, który mi się podoba ze mną nie flirtował. A on to zrobił. - Boże święty, ON MNIE PODRYWAŁ!
Wydarłam się na pół ulicy, ale od razu zaczęłam śmiać. Tak jak dziewczyny. Wszystkie trzy nie rozumiałyśmy tego, co zaszło w Starbucksie. Przez chwilę żartowałyśmy sobie, żeby sytuacja się trochę uspokoiła. W mojej głowie nadal kotłowały się różne myśli. Mój brzuch nadal domagał się niemożliwego. Było mi wręcz niedobrze.
Kiedy zaszłyśmy pod biuro Rockstar złapałyśmy się za ręce i weszłyśmy do środka. O dziwo nie zauważyłam dużej ilości ludzi. Podeszłyśmy do kontuaru, za którym siedziała młoda sekretarka. Zaprowadziła nas pod pokój szefa. Siedziało tam trzech chłopaków. Dziewczyna powiedziała nam, że mamy czekać, aż wywołają nasze nazwisko. Usiadłyśmy blisko tych chłopaków. Na szczęście nie zwracali na nas uwagi, my na nich też nie.
- Nancy Crowley - z pokoju wyszła dziewczyna. Uścisnęłyśmy ją i weszła do środka. Po kilkunastu minutach wyszła podekscytowana. W ręku trzymała dokument, który świadczył o tym, że została przyjęta do pracy. Po niej wszedł jeden chłopak.
- Miły chociaż? - zapytałam się. Mam już doświadczenie z różnymi pracodawcami i tylko jedno mile mi się kojarzy.
- Tak, nie był zły - uśmiechnęła się Nancy i schowała papier do torebki. Spojrzała na nas zmieszana. - Wybaczcie dziewczyny, ale się z kimś umówiłam i...
- Leć - powiedziała Ellie. - Miłego spotkania!
Na pożegnaniu dała nam po buziaku w policzek i pobiegła do wyjścia. Ciekawiło nas do kogo się tak śpieszy.
- Dowiemy się pewnie, musi nam powiedzieć - uśmiechnęłam się, jednak cały czas myślałam o tym co zaszło w kawiarni. Nie mogłam się pozbyć głupiej myśli, że nie tylko mnie nurtuje to spotkanie.
- Ustalmy fakty - odezwała się Ellie. - Alex Gaskarth, ten sam o którym razem z Kieranem opowiadacie jak nakręceni, choć ty bardziej, uratował cię od upadku na posadzkę, uśmiechał się do ciebie, rozmawiał z tobą, puścił do ciebie oko. Kobieto, gdzie ty chowasz takie szczęście?
- To nie jest szczęście. To przypadek - zarumieniłam się, bo przypomniałam sobie jego uśmiech.
- Przypadki nie istnieją - odwróciła na chwilę głowę, ale od razu na mnie spojrzała z powrotem. Uśmiechała się szeroko. - On ci się podoba, ale nie jak idol czy coś takiego, ale jak facet.
- Weź, wcale nie - wywaliłam w jej stronę język, ale moje policzka nadal paliły.
- Mi oczu nie zamydlisz, przecież widzę jak jest - zaśmiała się, ale po chwili na jej twarzy pojawił się smutny grymas. Wyciągnęła szybko telefon z kieszeni. - James.
Kochanie spotkajmy się dzisiaj na Trafalgar o 16, proszę. Muszę ci coś ważnego powiedzieć. Kocham Cię! x
Przeczytałam go szybko, a moje myśli nagle zamieniły się w Jamesa, pierwszego kutasa Londynu. Nienawidziłam kolesia odkąd przeniósł się do naszej szkoły. Był typem człowieka, po którym wszystko spływa. Wiele razy mówiłam Ellie, że to nie jest facet dla niej, że zasługuje na kogoś innego, ale nie chciała mnie słuchać.
- I co? Polecisz do niego pewnie? - dobrze znałam odpowiedź. Ona pokiwała tylko głową, kiedy wyszedł ostatni chłopak, zawołano ją. Poszła szybko. Ja nadal biłam się z myślami. Wiedziałam, że to coś ważnego będzie końcem tego związku. A to ona powinna z nim zerwać. Nie on z nią. Po chwili wyszła Ellie. Pożegnała się ze mną, a ja weszłam do biura.
- Dzień dobry - powiedział mężczyzna przy kości, siedzący za biurkiem. Był ubrany jak prezes dużej firmy, w końcu nim był. - Nazywasz się Angie Williams?
- Tak, sir - w stosunku do szefów zawsze byłam uprzejma.
- Masz 18 lat i mieszkasz w Londynie? - znów zadał mi pytanie.
- Tak, sir - uśmiechałam się spokojnie, chociaż moje serce biło jak oszalałe. To, że się dostałam nie znaczyło jeszcze, że podpiszę z umowę.
- Pracujesz w sklepie muzycznym, pracowałaś przy koncercie ROOM 94, pracowałaś w klubie - przeglądał moje CV. - Masz dobre referencje.
Uśmiechnął się do niej. Były dwie możliwości albo to gwóźdź do trumny, albo serio jest pod wrażeniem.
- Dziękuję, sir - oddychałam wolno. Nie dałam po sobie poznać, że jestem zdenerwowana.
- I jesteś uprzejma - mruknął. - Nie pasujesz mi na zwykłego sprzedawcę czy patrol młodzieży...
Przerwał, a moje serce zaczęło mocniej bić. Nie wiedziałam co chce powiedzieć i bałam się, że wyląduje gorzej niż miałam.
- Będziesz pracować za kulisami - dopowiedział po chwili namysłu. - Będziesz pomagać reżyserowi tego przedstawienia.
Uśmiechnęłam się szeroko. To przekraczało moje najśmielsze oczekiwania. Taki pomocnik ma wejścia wszędzie, na każdą imprezę, na każdą scenę. To było jak marzenie.
- Dziękuję bardzo, nawet nie wie pan ile to dla mnie znaczy - powiedziałam, uśmiechając się do niego. Podsunął mi umowę, którą przed chwilą przyniosła mu asystentka. Przeczytałam ją z uwagą i podpisałam, po czym on również to zrobił.
- Oto kopia dla ciebie - powiedział, podając umowę do asystentki. - Widzimy się na terenie festiwalu w poniedziałek o 5 rano. Miłego weekendu.
- Do widzenia i jeszcze raz bardzo panu dziękuję - uśmiechnęłam się i wyszłam ze środka, po czym zaczęłam skakać ze szczęścia. Poznam wszystkich tych wykonawców, będę z nimi pracować. Szłam powoli do wyjścia. Byłam już blisko, kiedy przez drzwi wszedł Kieran. Podbiegłam do niego i przywitałam się.
- A ty co taka szczęśliwa? - powiedział, kiedy szliśmy w stronę najbliższej knajpy. - Kucyka dostałaś, czy gdzieś stawiają darmowe piwo? Jak tak, to powiedz mi gdzie.
- Jesteś bardzo zabawny - powiedziałam ironicznie i podałam mu papier. Przeczytał uważnie, a jego oczy wyszły na wierzch. W niespodziewanym momencie stanął, przytulił mnie i okręcił wokół swojej własnej osi.
- Ty jesteś niesamowitą szczęściarą, wiesz o tym? - zaśmiałam się na jego słowa, kiedy już byliśmy pod drzwiami. Otworzył je i weszliśmy do środka. Od miesiąca nic tu się nie zmieniło. Kolorowe ściany i masa ludzi.
- Nie jestem szczęściarą - uśmiechnęłam się. Kelnerka zaprowadziła nas do wolnego stolika w kącie sali.
- Wiesz co mnie zastanawia? - zapytał się, kiedy zostaliśmy sami, przeglądając menu. - Czemu zawsze nas sadzają w jakiś zacisznych miejscach? Przecież nie jesteśmy parą.
- Ale najwidoczniej ludzie tak twierdzą jak te dziewczyny w autobusie - uśmiechnęłam się i opowiedziałam o dzisiejszym dniu. W między czasie złożyliśmy zamówienie. Właśnie dotarłam do wątku Alexa, kiedy mój przyjaciel mnie wysłuchał znów się zdziwił.
- Podrywał cię sam Alexander Gaskarth z All Time Low, mylę się?
- Dziewczyny też tak twierdzą - znów zrobiłam się jak burak. Chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie.
- On ci się podoba - wyszczerzył się. Walnęłam go torebką w brzuch.
- Wcale nie - powiedziałam oburzona, ale po chwili mi przeszło, bo Kieran zaczął się bawić chlebem, który przyniosła kelnerka do mojej sałatki. Resztę dnia spędziłam z nim. Śmialiśmy się, opowiadaliśmy o dyrdymałach, o koncertach.
Postanowił, że mnie podwiezie do domu. Jechaliśmy, śpiewając piosenki One Direction, bo Dean, brat Kierana, słuchał ich całą drogę z Saint Albans do Londynu. Kiedy byliśmy już pod moim domem, Kieran wyłączył radio i odwrócił się w moją stronę.
- Postanowiłem, że ci nie powiem cały wieczór, ale on już się skończył więc mogę - wyszczerzył zęby.
- No gadaj, a nie czekaj aż jakaś mucha osiądzie ci na zębach, które przypominają mi czasem zęby krowy, która żuje trawę na łące - splótł ręce na piersi i odwrócił głowę wysoko. Była to oznaka, że się obraził. - No weź przestań. Gadaj, co jest?
- Więc spotkałem dzisiaj chłopaków z All Time Low - otworzyłam szeroko usta. - No wiesz, spotkanie przed festiwalem - pokiwałam głową. - Rozmawiałem też z Alexem i...
- No i co? - uśmiechnęłam się.
- Pytał się, czy nie znam pewnej dziewczyny - uśmiechnął się do mnie szelmowsko.
- Znasz masę dziewczyn, pewnie tą też znałeś - nagle znieruchomiałam i znów otwarłam szeroko usta. - Nie, nie, nie... Powiedz, że... Nie...